Minęło 77 lat od
wybuchu II wojny światowej - wojny, która pochłonęła miliony istnień i na
zawsze pozostawiła ślad w dziejach ludzkości. Każda rodzina w jakiś sposób
związana była z tragicznymi wydarzeniami
tamtych lat. O tych wydarzeniach powinniśmy pamiętać, przekazywać je
naszym potomnym, aby taka tragedia nigdy się już nie powtórzyła. Moja babcia, Ewa, która
mieszka w Beskidach, w pięknej miejscowości Istebna, często opowiada mi historię
swojej rodziny z czasów II wojny światowej. Urodziła się już po wojnie, w roku
1950, ale przeżycia swoich rodziców zna
doskonale. Często razem przeglądamy stare zdjęcia rodzinne, odwiedzamy mogiły
zmarłych krewnych i chętnie słucham rodzinnych opowieści. Czasem sam zadaję pytania, a ona chętnie odpowiada. Dzisiejszy
reportaż dotyczyć będzie w szczególności ojca mojej babci, jednak pojawią się
również wzmianki o innych osobach z rodziny. Pradziadek nazywał się
Paweł Śliwka. Urodził się w 1914 roku w
Istebnej. Miał siostrę Annę i dwóch braci – Jana i Jakuba. Pradziadek został
żołnierzem jeszcze przed wybuchem wojny w 1937 roku. Rok później ukończył
szkołę podoficerską i w stopniu starszego strzelca został przydzielony do 4.
Pułku Strzelców Podhalańskich, który stacjonował w Cieszynie. Kiedy wybuchała wojna
pułk wchodził w skład 21. Dywizji Piechoty Górskiej. Od 1 września toczył
ciężkie walki rejonie Cieszyna i Bielska, następnie w rejonie Kalwarii
Zebrzydowskiej, a 6 września odpierał atak niemieckich czołgów pod Grodkowicami. W dniach 10-11
września pułk bronił linii Sanu w rejonie Leżajska i Krzeszowa, ciągle cofając się na południowy wschód. 15 września po bardzo
ciężkich walkach w rejonie Dzikowa Nowego został rozbity. 16 września 1939 roku
4. Pułk Strzelców Podhalańskich przestał istnieć. Część żołnierzy dostała się
do niewoli, pozostali weszli w skład innych jednostek, jeszcze walczących w
tamtym rejonie. 19 i 20 września pułk stoczył pod Ulowem swoją ostatnią walkę. Po wyczerpaniu
amunicji dowódca przerwał walkę, zebrał w lesie resztki żołnierzy i podziękował
im za spełniony obowiązek. Nakazał również zniszczyć ciężki sprzęt, zakopać
sztandar, rozproszyć się i przebijać w kierunku Sokala lub granicy węgierskiej. Po wojnie pułk, jako
jedyna formacja górska, został odznaczony za kampanię wrześniową orderem
Virtuti Millitari. O dalszych losach pradziadka
opowiedziała w wywiadzie moja babcia.
Natalia
Roczyna: Co działo się z Pani ojcem, gdy 4 Pułk Strzelców
Podhalańskich został rozbity 16 września?
Ewa Śliwka:Po rozbiciu 4 PSP mój ojciec trafił do nowo sformowanego oddziału ,który prowadził
walki aż do 20 września. Kiedy oddział został rozwiązany część żołnierzy
grupkami próbowała się przedostać się do Rumunii, część postanowiła wracać na
zachód i szukać jeszcze walczących oddziałów polskich. Sytuację komplikowała
dodatkowo agresja dokonana na Polskę przez Związek Sowiecki w dniu 17 września.
Istniało bowiem duże ryzyko dostania się w sowiecką niewolę.
Jakub
Śliwka: Jaką decyzję podjął Paweł Śliwka?
E.Ś: Ojciec z kilkoma towarzyszami postanowił
wracać na zachód w kierunku domu rodzinnego. Miał nadzieję, że może po drodze
napotka jakiś walczący jeszcze polski oddział. Namawiał również swojego kuzyna,
Karola Śliwkę, żeby wracał razem z nim. Ten jednak postanowił przedrzeć się na
południowy wschód,
w kierunku granicy rumuńskiej. Kilka dni później dostał się do niewoli
radzieckiej. Następnie trafił do obozu w Kozietulsku, gdzie jako
oficer Wojska
Polskiego został zamordowany przez sowietów.
N.R:Czy
Pani ojcu udało się wrócić do domu?
E.Ś:Tak,
dotarł do rodzinnego domu pół roku później. Moja babcia opowiadała,
że wyglądał strasznie. Był obdarty i bardzo wychudzony. Przez długi czas
nie mógł dojść do siebie. Nigdy nie lubił opowiadać o swojej tułaczce wojennej
i przeżyciach. To było dla niego traumatyczne przeżycie.
J.Ś:Jak
przeżył okupację?
E.Ś:Przez
nasze tereny, co prawda, nie przechodził front, ale beskidzkiej wsi
nie ominęły brutalne represje okupanta. Za działalność patriotyczną mieszkańcy
byli represjonowani. Trafiali do więzień, obozów koncentracyjnych, byli
torturowani i ginęli w zbiorowych egzekucjach. Młodych mężczyzn wcielano do
armii niemieckiej (Wehrmachtu), a dziewczęta i starsze dzieci wysyłano na roboty do Niemiec. Szczególnie poszukiwani
byli polscy żołnierze,
dlatego ojciec był bardzo narażony na aresztowanie. Moi dziadkowie byli rolnikami i sadownikami,
mieli spore gospodarstwo, dlatego tata po powrocie z kampanii wrześniowej
ukrywał się, udając ich parobka. W ciągu dnia pracował w gospodarstwie a
wieczorami czytał książki. Uwielbiał polskich klasyków. „Pana Tadeusza” znał na
pamięć. Później ojciec nawiązał kontakt z miejscowym oddziałem partyzanckim – ,,Barania’’, w którym walczył już jego młodszy brat Jakub. Grupa działała w
rejonie Wisły, Istebnej i Lipowej a jej głównym celem było przygotowanie
lądowisk dla ludzi i broni. Był w kwiecie wieku, a przyszło mu żyć w ukryciu. Ale
cieszył się, że wrócił do rodzinnego domu, mógł wspierać rodzinę w czasie
niedoli, zwłaszcza gdy zmarł jego ojciec, Jakub,w 1942 roku.
N.R:Czy
może Pani opowiedzieć coś o rodzeństwie ojca? Jak potoczyły się ich losy?
E.Ś:Losy
braci mojego taty, a moich wujków, potoczyły się tragicznie. Wspomniany
wcześniej Jakub został zdekonspirowany. Chciał uciec za granicę w kierunku
Węgier. W czasie próby przekroczenia granicy czeskiej został schwytany
i osadzony w więzieniu w Cieszynie. Następnie trafił do KL Dachau, gdzie
pozostał aż do wyzwolenia obozu przez wojska amerykańskie w maju
1945 roku. Kilka miesięcy później wrócił do Polski.
Wujek Jan natomiast na wiosnę 1940 roku został
przymusowo wcielony do Wehrmachtu,
jak wielu młodych mężczyzn z naszej miejscowości. Trafił na front zachodni do Francji. Później
stacjonował we Włoszech. Będąc na przepustce w domu rodzinnym, zdezerterował
i przyłączył się do miejscowego ruchu oporu. Schwytany w 1944 roku został
uwięziony, a następnie stracony w Katowicach 2 września 1944 r. Na przykładzie mojego ojca i jego braci widać
jak zawiłe i okrutne mogą być ludzkie losy.
J.Ś:Co
Pani ojciec robił po wojnie?
E.Ś:Po
wojnie tata ożenił się z moją mamą, Heleną.
Wspólnie prowadzili spore
gospodarstwo rolne. Miał trzy córki: Helenę, Annę i mnie. Oprócz pracy na roli
był również organistą w naszym kościele. Był znany w Istebnej i lubiany.
Gdy zmarł ,w 1977 roku, na jego pogrzeb przybyło bardzo wielu ludzi z bliska
i z daleka.
To tyle na temat mojego
ojca Pawła i jego wojennych losów. Wojna, jak dla większości ludzi, którzy ją
przeżyli, była tragicznym i bolesnym wspomnieniem.
Wszyscy ludzie powinni dążyć do tego, aby tamte
czasy nigdy się nie powtórzyły. Byśmy zgodnie żyli i szanowali się, a w
stosunkach międzyludzkich panowała tolerancja, wzajemne zrozumienie i empatia.
Dziękujemy Pani za poświęcony nam czas oraz
opowiedzenie historii o ojcu. Dzięki tej opowieści poznaliśmy zawiłe losy
przodków mojej rodziny podczas ll wojny światowej , jak również uświadomiliśmy
sobie trudy życia tamtych ciężkich
,wojennych lat.
Natalia Rocznyna, Jakub Śliwka, kl. II c